Stowarzyszenie “Otwarte Kaszuby” właśnie wydało tłumaczenie na język kaszubski Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Niejeden człowiek może sobie zadać pytanie jaki cel ma ona spełnić. Czyż Kaszubi zainteresowani konstytucją nie mogliby jej przeczytać po prostu po polsku? Można pójść o krok dalej i zadać sobie pytanie, jaki w ogóle ma sens publikowanie tekstów tłumaczonych z polskiego, skoro Kaszubi w Polsce swobodnie władają językiem Polskim. Odpowiedź na to pytanie jawi mi się w kontekście dwóch wydarzeń z ostatnich miesięcy, jednego pozytywnego a drugiego negatywnego.

Tym pierwszym jest długo oczekiwana premiera filmu Filipa Bajona „Kamerdyner”. O kaszubszczyźnie tego filmu powiedziano już dużo, ja jednak chciałam zwrócić uwagę na sceny kontrastów między językami. Jedna, to scena czytania listu od męża przez Urszulę Miotke. List jest czytany powoli i z wysiłkiem, pokazującym, że Urszula nie ma wprawy w czytaniu. Tyle, że czyta go po polsku, który w konwencji filmu jest najczęściej używany, kiedy bohaterowie posługują się niemieckim. Dopiero na koniec listu dodane jest kilka zdań po kaszubsku, przeczytane z równym trudem, jak część „niemiecka”. Sposób czytania pokazywał widzom, że chociaż Kaszubi mówili po kaszubsku, do czytania i pisania korzystali z któregoś z języków „pisanych”. W filmie nie ma większego znaczenia, czy to był polski czy niemiecki; w innych miejscach są sceny gdzie nie ma żadnej pewności w jakim z tych dwóch języków naprawdę jest prowadzona rozmowa, np. scena pod koniec filmu gdzie Marita rozmawia z Bazylim, wówczas polskim urzędnikiem. Przez większość filmu grany przez Janusza Gajosa Bazyli Miotke mówi po kaszubsku, a tu, w rozmowie z niemieckojęzyczną Maritą von Krauss – po polsku. Nie wiadomo tak naprawdę, czy ma to być niemiecki (w końcu Marita może nie znać polskiego), czy (co bardziej prawdopodobne) będąc polskim urzędnikiem narzuca język polski, jako ten urzędowy. To co jest naprawdę istotne, to, że w całym filmie język kaszubski pozostaje językiem prywatnym i mówionym. W urzędach i w piśmie, nawet w prywatnych listach, Kaszubi są zmuszeni do rezygnacji ze swojej mowy.

Można oczywiście założyć, że „Kamerdyner” to tylko fikcja literacka, a w dodatku dawne dzieje, ale jeśli spojrzymy na losy języka kaszubskiego w czasach PRLu, widać jakim niebezpieczeństwem dla języka staje się taki brak funkcjonowania w piśmie. Po dekadach degradowania pozycji Kaszubów i języka kaszubskiego przez komunistyczne władze, znaleźliśmy się w sytuacji, gdzie swobodnie po kaszubsku mówią głównie ludzie starsi. Młodsi Kaszubi rozumieją go, ale sami mówią po polsku. Przy pozytywnym nastawieniu do języka kaszubskiego zarówno „z góry”, czyli ze strony władz, jak i „z dołu” czyli ze strony samych użytkowników, jest jeszcze możliwy jego powrót do żywego naturalnego użycia. Jednak osiągnięcie stanu, gdzie dzieci w sposób spontaniczny rozmawiają po kaszubsku nie jest czymś co ma duże szanse stać się samo z siebie. Niestety, bardzo możliwy jest scenariusz, gdzie język kaszubski przestanie być używany w ogóle, a Kaszubszczyzna będzie się jedynieodnosiła do strojów ludowych i kilku tradycyjnych pieśni.

Profesor Ewa Graczyk określiła obecny stan języka kaszubskiego jako język „odzyskiwany”, czyli taki, który bez dodatkowych zabiegów po prostu zginie. Historia pełna jest języków, które ginęły pod naporem innych, ale również takich, które przetrwały i się rozwinęły. Patrząc na ten „językowy survival” można wyróżnić kilka czynników niezbędnych do przetrwania. Ja jako najważniejsze widzę to czy język ma pismo, spontanicznych rodzimych użytkowników oraz swoją literaturę.

Ustalenie pisemnej formy języka to jedynie początek. Równie ważne jest aby pojawiły się w nim teksty, najlepiej takie, które funkcjonują w świadomości jej użytkowników oraz oczywiście teksty literackie. Kiedy tłumaczono Biblię na języki europejskie, robiono tak dla propagowania chrześcijaństwa, ale skutkiem ubocznym było usystematyzowanie i utrwalenie konkretnych narzeczy, którymi posługiwali się dawni mieszkańcy jako języka właśnie. Żeby funkcjonować jako pełnoprawny język, nie może on zmieniać się za bardzo (tak jak na przykład slang), a dzięki zaistnieniu dobrze znanych tekstów w tym języku, łatwiej mu to osiągnąć.

Patrząc z tej perspektywy na język kaszubski, widać, że choć sytuacja jego jest potencjalnie dobra; wszak ma on ustalone, pismo, a poza Biblią istnieją teksty z kanonu języka polskiego czy angielskiego przetłumaczone na kaszubski (np. Pan Tadeusz, Romeo i Julia, Kubuś Puchatek). Istnieje też poezja i proza w języku kaszubskim, np. Życie i przygody Remusa Aleksandra Majkowskiego, przetłumaczone nie tylko na polski ale też angielski. Jest to jednak stan potencjalnie dobry – czyli daje podstawy do stabilizacji i rozwoju kaszubskiego jako prawdziwie żywego języka, ale potrzeba ciągle więcej tekstów zarówno nowych jak i tłumaczonych. Nie trzeba dodawać, że tekst Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej ma olbrzymie szanse spełnić tę funkcję.

Jednak żeby język żył w pełni, musi przede wszystkim być używany na co dzień. Dlatego też, tak ważne jest aby mówienie w nim w domu wspierane było przez zajęcia w szkole. I tu niestety pojawia się drugi czynnik, o którym chciałam wspomnieć w kontekście wydania Konstytucji po Kaszubsku. Uniwersytet Gdański zamknął w tym roku Filologię Kaszubską. Oznacza to, że zdobycie uprawnień do nauczania tego języka będzie trudniejsze a same studia bardziej powierzchowne – pozostaną studia podyplomowe, które trwają trzy semestry, zamiast dotychczasowych pięciu.

Niezależnie od tego, czy decyzja ta zapadła na skutek formalnych kruczków, czy ze złej woli, pewnym jest, że obecnie tym ważniejsze jest aby Kaszubi aktywnie wzięli los swojego języka w swoje ręce, bo mechanizmy do tej pory go chroniące przestają być oczywiste. W tej sytuacji wydanie Konstytucji po Kaszubsku jawi się nie jako jednorazowa inicjatywa, ale jako początek nowego etapu walki o przetrwanie języka.

Karolina Janczukowicz